Bezowocna praca w polu
Chętnych do pracy sezonowej na wsi nie ma, dlatego rolnicy domagają się zmian w zatrudnieniu Ukraińców, którzy chcą pracować w Polsce.
- Straciliśmy połowę zbiorów, bo zabrakło rąk do pracy - mówi Mariola Markiewicz, producent truskawek z Buszkowa, gm. Koronowo. Nie pomogły nawet ogłoszenia w prasie. - Potrzebowałam tysiąca osób, a średnio każdego dnia na plantację przyjeżdżało raptem 200.
Podobny problem mają producenci innych owoców oraz warzyw. Za tydzień ruszą zbiory ogórków. Ludomir Bylicki z Byszewa, gm. Dobrzyń nad Wisłą będzie potrzebował do pomocy 7-8 osób. - Jeszcze nikt się nie zgłosił. Sam muszę szukać pracowników, dam ogłoszenie w gazecie - mówi. Pan Antoni z gm. Choceń na 300 hektarach uprawia truskawki, maliny i pomidory. - Z truskawkami było fatalnie. Wyschły, bo przyjechało o połowę mniej osób, niż chciałem. Z pomidorami będzie pewnie tak samo. Podejrzewam, że część się zmarnuje, a ja będę liczył straty.
Na Kujawach i Pomorzu, tak jak w całej Polsce, pracowników sezonowych brakuje, bo większość woli wyjechać na Zachód. - Chcę dorobić, ale na pewno nie u polskiego gospodarza - przyznaje Magda, licealistka ze Świecia. - Tutaj za dzień ciężkiej pracy na polu zarobię 15-25 złotych. To wyzysk! W Niemczech dostanę więcej.
Rolnicy twierdzą, że lepiej płacić nie mogą. Mariola Markiewicz: - Za kilogram truskawek bez szypułek dostajemy 2 zł, dlatego zbieraczom nie możemy zaoferować więcej niż 1,30 zł za kobiałkę (około 2,5 kg - przyp. red.).
Kraje, do których najchętniej jeździmy na zbiory, to Niemcy, Włochy i Hiszpania. Już na początku roku w Powiatowym Urzędzie Pracy w Bydgoszczy zainteresowanie zagranicznymi wyjazdami do pracy sezonowej było bardzo duże. - Teraz pytają o nią głównie studenci i uczniowie. Mieliśmy kilka ofert od lokalnych gospodarzy, ale zainteresowanie nimi było mizerne - twierdzi Tomasz Zawiszewski, zastępca dyrektora bydgoskiego PUP.
Rolnicy narzekają, że najlepsi pracownicy wyjechali, a zgłaszają się do nich ci, którym po kilku dniach odechciewa się pracy na polu. - Nie jestem zadowolony z młodzieży - przyznaje pan Antoni. - Zamiast zbierać owoce, niszczyli je. Potwierdza to rolniczka z Buszkowa: - Ludzie przyjeżdżali na wieś nieprzygotowani, bez odpowiedniej odzieży na takie upały. Wielu chłopców urządzało truskawkowe bitwy. A po kilku godzinach uciekali z plantacji nad pobliskie jezioro.
Zdaniem gospodarzy ich sytuacja nie byłaby teraz tak fatalna, gdyby legalnie mogli zatrudniać Ukraińców. Ci mają jednak trudności ze zdobyciem wiz, a na polach co rusz prowadzone są kontrole. - Marzymy o zbieraczach z Ukrainy. Są tańsi, a przy tym pracują wydajniej niż nasza młodzież - mówią zgodnie.
Być może to marzenie się spełni. Andrzej Lepper, szef resortu rolnictwa i rozwoju wsi wczoraj zaapelował do Ludwika Dorna, ministra spraw wewnętrznych i administracji o złagodzenie kontroli, bo "jest to sprawa sezonowa". Minister Lepper dostał zapewnienie, że rząd zajmie się problemem ukraińskich pracowników na jednym z najbliższych swoich posiedzeń.
Wielu producentów warzyw i owoców zapowiada, że jeżeli rząd zmian nie wprowadzi, będą musieli się przebranżowić. - Jeszcze w tym roku chcę jechać na Ukrainę i nawiązać kontakty z tamtejszymi pośrednikami pracy. Jeżeli to nie pomoże, pomyślę o produkcji innych owoców, których zbiór można zmechanizować - przyznaje Mariola Markiewicz.
Piotr Borczyński z kujawsko-pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego Oddział w Zarzeczewie uważa, że z roku na rok Polska będzie coraz mniej atrakcyjna dla naszych wschodnich sąsiadów. - Jeżeli będą chcieli pracować w Unii Europejskiej, to nie wybiorą nas, tylko niemieckich czy włoskich gospodarzy. Przecież nie chodzi o sentymenty, tylko o zyski.
- Straciliśmy połowę zbiorów, bo zabrakło rąk do pracy - mówi Mariola Markiewicz, producent truskawek z Buszkowa, gm. Koronowo. Nie pomogły nawet ogłoszenia w prasie. - Potrzebowałam tysiąca osób, a średnio każdego dnia na plantację przyjeżdżało raptem 200.
Podobny problem mają producenci innych owoców oraz warzyw. Za tydzień ruszą zbiory ogórków. Ludomir Bylicki z Byszewa, gm. Dobrzyń nad Wisłą będzie potrzebował do pomocy 7-8 osób. - Jeszcze nikt się nie zgłosił. Sam muszę szukać pracowników, dam ogłoszenie w gazecie - mówi. Pan Antoni z gm. Choceń na 300 hektarach uprawia truskawki, maliny i pomidory. - Z truskawkami było fatalnie. Wyschły, bo przyjechało o połowę mniej osób, niż chciałem. Z pomidorami będzie pewnie tak samo. Podejrzewam, że część się zmarnuje, a ja będę liczył straty.
Na Kujawach i Pomorzu, tak jak w całej Polsce, pracowników sezonowych brakuje, bo większość woli wyjechać na Zachód. - Chcę dorobić, ale na pewno nie u polskiego gospodarza - przyznaje Magda, licealistka ze Świecia. - Tutaj za dzień ciężkiej pracy na polu zarobię 15-25 złotych. To wyzysk! W Niemczech dostanę więcej.
Rolnicy twierdzą, że lepiej płacić nie mogą. Mariola Markiewicz: - Za kilogram truskawek bez szypułek dostajemy 2 zł, dlatego zbieraczom nie możemy zaoferować więcej niż 1,30 zł za kobiałkę (około 2,5 kg - przyp. red.).
Kraje, do których najchętniej jeździmy na zbiory, to Niemcy, Włochy i Hiszpania. Już na początku roku w Powiatowym Urzędzie Pracy w Bydgoszczy zainteresowanie zagranicznymi wyjazdami do pracy sezonowej było bardzo duże. - Teraz pytają o nią głównie studenci i uczniowie. Mieliśmy kilka ofert od lokalnych gospodarzy, ale zainteresowanie nimi było mizerne - twierdzi Tomasz Zawiszewski, zastępca dyrektora bydgoskiego PUP.
Rolnicy narzekają, że najlepsi pracownicy wyjechali, a zgłaszają się do nich ci, którym po kilku dniach odechciewa się pracy na polu. - Nie jestem zadowolony z młodzieży - przyznaje pan Antoni. - Zamiast zbierać owoce, niszczyli je. Potwierdza to rolniczka z Buszkowa: - Ludzie przyjeżdżali na wieś nieprzygotowani, bez odpowiedniej odzieży na takie upały. Wielu chłopców urządzało truskawkowe bitwy. A po kilku godzinach uciekali z plantacji nad pobliskie jezioro.
Zdaniem gospodarzy ich sytuacja nie byłaby teraz tak fatalna, gdyby legalnie mogli zatrudniać Ukraińców. Ci mają jednak trudności ze zdobyciem wiz, a na polach co rusz prowadzone są kontrole. - Marzymy o zbieraczach z Ukrainy. Są tańsi, a przy tym pracują wydajniej niż nasza młodzież - mówią zgodnie.
Być może to marzenie się spełni. Andrzej Lepper, szef resortu rolnictwa i rozwoju wsi wczoraj zaapelował do Ludwika Dorna, ministra spraw wewnętrznych i administracji o złagodzenie kontroli, bo "jest to sprawa sezonowa". Minister Lepper dostał zapewnienie, że rząd zajmie się problemem ukraińskich pracowników na jednym z najbliższych swoich posiedzeń.
Wielu producentów warzyw i owoców zapowiada, że jeżeli rząd zmian nie wprowadzi, będą musieli się przebranżowić. - Jeszcze w tym roku chcę jechać na Ukrainę i nawiązać kontakty z tamtejszymi pośrednikami pracy. Jeżeli to nie pomoże, pomyślę o produkcji innych owoców, których zbiór można zmechanizować - przyznaje Mariola Markiewicz.
Piotr Borczyński z kujawsko-pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego Oddział w Zarzeczewie uważa, że z roku na rok Polska będzie coraz mniej atrakcyjna dla naszych wschodnich sąsiadów. - Jeżeli będą chcieli pracować w Unii Europejskiej, to nie wybiorą nas, tylko niemieckich czy włoskich gospodarzy. Przecież nie chodzi o sentymenty, tylko o zyski.
Źródło: Gazeta Pomorska