Hodowla trzody w Danii
W Unii w czołówce producentów trzody są Niemcy, Francuzi, i Duńczycy. Oto jedna z duńskich farm.
Pan Gunnar Jacobsen od trzech lat jest właścicielem gospodarstwa. Przejął je po rodzicach, którzy chowem świń zajmowali się od 1986 roku. Nie jest to typowe gospodarstwo, nastawione tylko i wyłącznie na produkcję tuczników. Jest to raczej rodzinne przedsięwzięcie, gdzie prowadzi się tucz świń i uprawia ziemię. Panu Gunnarowi w gospodarstwie pomaga jego ojciec - zatrudniony na pół etatu i syn sąsiadów, który pracuje w pełnym wymiarze czasowym.
Gunnar Jacobsen: "Jestem właścicielem 100 hektarów ziemi, którą przeznaczam pod uprawę zbóż, oprócz tego zajmuję się produkcją tuczników. Rocznie sprzedaję około 5 tysięcy sztuk. Zanim przejąłem gospodarstwo po rodzicach, ukończyłem średnią szkołę rolniczą oraz studia na kierunku ekonomia rolnicza w Kopenhadze i w Wielkiej Brytanii. I choć mam dobre przygotowanie do prowadzenia księgowości w gospodarstwie to jednak zlecam to innej firmie. Nie mam po prostu czasu na biurokratyczną robotę.
Część dochodu gospodarstwa pochodzi z różnego rodzaju pomocy i dotacji. Podstawą są oczywiście dopłaty do produkcji roślinnej, ale poza unijnym wsparciem mamy również sporą pomoc od naszego rządu. Gdyby się tak stało, że pewnego dnia subwencje nagle przestają istnieć - to w moim przypadku byłaby to ogromna strata - równa półrocznemu dochodowi gospodarstwa. Chyba nie potrafiłbym się w tej nowej sytuacji odnaleźć.
Duńska produkcja świń byłaby niczym bez naszej spółdzielni Danish Crown, bo firma ta eksportuje ponad 90% półtusz. Dlatego dla mnie współpraca ta jest jedynym sensowym wyjściem. Żeby przetrwać trudne okresy, bo takie w produkcji świń się niestety zdarzają - trzeba współpracować z jednym silnym zawodnikiem, a nie z kilkoma małoznaczącymi. W krajach Unii produkcja świń nie jest mocno wspierana. Czasem tylko otrzymujemy pomoc w ramach prywatnego magazynowania. Część mięsa mrozi się, a wprowadza na rynek wtedy, kiedy cena jest w miarę opłacalna.
W Danii w ostatnich latach nastąpił wzmożony rozwój gospodarstw zajmujących się produkcją trzody chlewnej. Musimy stawić czoła naciskom jakie, na nas - producentów wywiera rynek. Ale niestety i sami Duńczycy. Dla większości z nich produkcja trzody chlewnej jest zbyt uciążliwa. Niestety producenci trzody chlewnej nie są w Danii lubiani, choć dzięki nam przecież sporo pieniędzy trafia do duńskiego budżetu.
Znam trochę wasz kraj, ponieważ do mojej pracy dyplomowej przygotowywałem raport o stanie polskiego rolnictwa. Praca dotyczyła przede wszystkim kredytów dla waszych rolników. Już na pierwszy rzut oka jest ogromna różnica między rolnictwem polskim, a duńskim. My możemy liczyć na bardzo korzystne niskooprocentowane kredyty i dlatego ponad 80% firm w Danii finansowanych jest przez banki."
Duńczycy mogą inwestować, powiększać gospodarstwa. I co ważne spłatę bankowych zobowiązań mają rozłożoną na 20, 30 lat. Większość duńskich rolników w swoich budżetach nie odczuwa tych spłat. W Polsce jest zupełnie inaczej. Pan Gunar, który odwiedził rolników z okolic Warszawy i Szczecina był zdziwiony, że w Polsce banki niezbyt niechętnie udzielają kredytów rolnikom i że są one tak drogie. Jego zdaniem Duńczykom jest znacznie łatwiej.
Pan Gunnar Jacobsen od trzech lat jest właścicielem gospodarstwa. Przejął je po rodzicach, którzy chowem świń zajmowali się od 1986 roku. Nie jest to typowe gospodarstwo, nastawione tylko i wyłącznie na produkcję tuczników. Jest to raczej rodzinne przedsięwzięcie, gdzie prowadzi się tucz świń i uprawia ziemię. Panu Gunnarowi w gospodarstwie pomaga jego ojciec - zatrudniony na pół etatu i syn sąsiadów, który pracuje w pełnym wymiarze czasowym.
Gunnar Jacobsen: "Jestem właścicielem 100 hektarów ziemi, którą przeznaczam pod uprawę zbóż, oprócz tego zajmuję się produkcją tuczników. Rocznie sprzedaję około 5 tysięcy sztuk. Zanim przejąłem gospodarstwo po rodzicach, ukończyłem średnią szkołę rolniczą oraz studia na kierunku ekonomia rolnicza w Kopenhadze i w Wielkiej Brytanii. I choć mam dobre przygotowanie do prowadzenia księgowości w gospodarstwie to jednak zlecam to innej firmie. Nie mam po prostu czasu na biurokratyczną robotę.
Część dochodu gospodarstwa pochodzi z różnego rodzaju pomocy i dotacji. Podstawą są oczywiście dopłaty do produkcji roślinnej, ale poza unijnym wsparciem mamy również sporą pomoc od naszego rządu. Gdyby się tak stało, że pewnego dnia subwencje nagle przestają istnieć - to w moim przypadku byłaby to ogromna strata - równa półrocznemu dochodowi gospodarstwa. Chyba nie potrafiłbym się w tej nowej sytuacji odnaleźć.
Duńska produkcja świń byłaby niczym bez naszej spółdzielni Danish Crown, bo firma ta eksportuje ponad 90% półtusz. Dlatego dla mnie współpraca ta jest jedynym sensowym wyjściem. Żeby przetrwać trudne okresy, bo takie w produkcji świń się niestety zdarzają - trzeba współpracować z jednym silnym zawodnikiem, a nie z kilkoma małoznaczącymi. W krajach Unii produkcja świń nie jest mocno wspierana. Czasem tylko otrzymujemy pomoc w ramach prywatnego magazynowania. Część mięsa mrozi się, a wprowadza na rynek wtedy, kiedy cena jest w miarę opłacalna.
W Danii w ostatnich latach nastąpił wzmożony rozwój gospodarstw zajmujących się produkcją trzody chlewnej. Musimy stawić czoła naciskom jakie, na nas - producentów wywiera rynek. Ale niestety i sami Duńczycy. Dla większości z nich produkcja trzody chlewnej jest zbyt uciążliwa. Niestety producenci trzody chlewnej nie są w Danii lubiani, choć dzięki nam przecież sporo pieniędzy trafia do duńskiego budżetu.
Znam trochę wasz kraj, ponieważ do mojej pracy dyplomowej przygotowywałem raport o stanie polskiego rolnictwa. Praca dotyczyła przede wszystkim kredytów dla waszych rolników. Już na pierwszy rzut oka jest ogromna różnica między rolnictwem polskim, a duńskim. My możemy liczyć na bardzo korzystne niskooprocentowane kredyty i dlatego ponad 80% firm w Danii finansowanych jest przez banki."
Duńczycy mogą inwestować, powiększać gospodarstwa. I co ważne spłatę bankowych zobowiązań mają rozłożoną na 20, 30 lat. Większość duńskich rolników w swoich budżetach nie odczuwa tych spłat. W Polsce jest zupełnie inaczej. Pan Gunar, który odwiedził rolników z okolic Warszawy i Szczecina był zdziwiony, że w Polsce banki niezbyt niechętnie udzielają kredytów rolnikom i że są one tak drogie. Jego zdaniem Duńczykom jest znacznie łatwiej.
Źródło: Agrobiznes, TVP1